[VIDEO] - Gówno prawda! - tak znany architekt ocenił koszmar własnej ciotki, która po śmierci jego mamy go wychowała. Miał uruchomić farmę wiatrową, a wpędził w 1,3-miliona złotych długu kochającą go osobę!
Dariusz Ruta wziął 1,3 mln zł zaliczki za projekt elektrowni wiatrowej, ale nie postarał się o podłączeni. Kiedy inwestor - spółka z Warszawy - zarządał zwrotu całości kwoty, zamiast oddać pieniądze, świadomie wpędził w ten koszmarny dług swoją babcię Jadwigę Rataj. A po jej nagłej śmierci - Rozalię Wymysłowską, która go wychowała jako półsierotę i zadbała o jego wykształcenie, jako architekta.
- Przez koszmar, w który nas wpędził zmarła moja mama, a jego własna babcia Jadwiga Rataj. Kiedy dowiedziała się, że mając 92 lata ma oddać 1,3 mln złotych albo straci dom w Uniejowie, po prostu usiadła i umarła – przekazuje Rozalia Wymysłowska.
- Ta nieruchomość w Uniejowie jest bardzo atrakcyjna, choć wymaga remontu. Od strony ulicy są lokale usługowe, a jest to wszystko w bezpośrednim sąsiedztwie Urzędu Miasta. Z tyłu jest podwórze, dom i ogród z widokiem na rzekę i słynne Termy w Uniejowie. Całość to dziś bardzo atrakcyjna lokalizacja z punktu widzenia zysków turystycznych – dodaje Rozalia Wymysłowska.
Kobieta od wielu miesięcy żyje tu w niepewności. Choć nie zaciągała żadnego kredytu, obawia się wyrzucenia z własnego domu i zabrania całości przez warszawską firmę.
Jak to jest możliwe?
- Dariusz Ruta, którego wychowałam po śmierci jego mamy a mojej siostry, wpędził nas wszystkich w tę rozpacz. Dbałam o niego jak o własnego syna, zadbałam by ukończył studia architektoniczne, by miał dobrą przyszłość. A on mi się tak za to odpłacił – płacze Rozalia Wymysłowska.
- Firma z Warszawy zleciła mu projekt elektrowni wiatrowej na Pomorzu. Miał za całość dokumentacji dostać 5 milionów złotych, a firma zaraz na początku wypłaciła mu 1,3 mln zaliczki. Kiedy nie był w stanie załatwić podłączeń co do których się zobowiązał, elektrownia nie mogła ruszyć. A tym samym spółka zażądała od niego zwrotu całości zaliczki – przekazuje Pani Rozalia.
Dlaczego więc to ona ma spłacać dług siostrzeńca?
Okazuje się, że babcia Jadwiga chcąc zapewnić mu kiedyś godną przyszłość, podarowała mu nieruchomość w Uniejowie. Widząc jednak jego niewdzięczność i coraz gorsze traktowanie jej własnej córki Rozalii, która tyle miłości włożyła w jego wychowanie, postanowiła te darowiznę cofnąć.
- 18 grudnia 2015 roku wysłałam z Kołobrzegu pismo do pani notariusz Sabiny Paprockiej, która ma kancelarię przy ul. Narutowicza 9 w Poddębicach, niedaleko Uniejowa. Poprosiłam ją, by przygotowała dokumenty w celu odwołania darowizny i by całość z powrotem wróciła do babci Jadwigi. Pani notariusz mnie, jednak, oszukała – przekazuje Pani Rozalia.
Z dokumentów wynika, że Rozalia Wymysłowska stawiła się w kancelarii notarialnej 28 grudnia 2015 razem z babcią Jadwigą. Stawił się też Dariusz Ruta. Ale zamiast cofnięcia darowizny, co było wolą babci Jadwigi, notariusz Sabina Paprocka przeprowadziła akt darowizny ze strony Dariusza Ruta na rzecz babci Jadwigi. I całość rzeczywiście znów stała się jej własnością. Ale z koszmarnymi konsekwencjami tej formalnej zmiany!
- Ja nie jestem prawnikiem, ale pani notariusz Sabina Paprocka, miała świadomość, że darowizny nie można odwołać w kancelarii notarialnej, tylko w sądzie. Tymczasem namówiła Jadwigę, czyli moją mamę, a babcię Dariusza, by przyjęła od niego darowiznę. Ona się zgodziła, ale skutki tej pozornie dobrej decyzji okazały się katastrofalne – przekazuje Pani Rozalia.
Rozalia, uważa, że doszło tu do zmowy, pomiędzy Dariuszem Ruta, a panią notariusz, w celu wyrządzenia szkody, babci Jadwidze i jej jako spadkobierczyni.
Na czym miała polegać ta formalna zmiana, wyrządzająca krzywdę?
Odpowiedź znana jest od czasów rzymskich, czyli uznanej od wieków przez sądy na całym świecie, tak zwanej „Skardze Paulińskiej”. Chodzi o to, że Dariusz Ruta, mając świadomość swojego długu wobec firmy z Warszawy, świadomie dokonał darowizny, na rzecz babci, by obciążyć ją swoimi długami. A jednocześnie uciec z majątkiem od swojego wierzyciela czyli spółki, której zalega.
A "Skarga Pauliańska" polega na tym, że wnosząca ją firma z Warszawy zażądała unieważnienia tej własnie darowizny sporządzonej 28.12.2015 roku u notariusz Sabiny Paprockiej..
- Kiedy babcia się o tym dowiedziała na początku 2017 roku to momentalnie podupadła na zdrowiu. W konsekwencji 17 stycznia 2017 roku siedząc w fotelu i martwiąc się o to wszystko, po prostu zmarła – płacze Rozalia Wymysłowska.
- Dziś wiem, że gdyby notariusz Sabina Paprocka, nie namówiła nas na przyjęcie tej darowizny, tylko zgodnie z wolą mojej mamy pokierowałaby nas do sądu, by tam cofnąć darowiznę posesji Dariuszowi, to żadnymi jego długami nie bylibyśmy obciążeni! – dodaje zrozpaczona kobieta.
Dziś próbowaliśmy dowiedzieć się w kancelarii notarialnej Sabiny Paprockiej, dlaczego uczestniczyła w procederze wciągnięcia Jadwigi Rataj i jej spadkobierczyni Rozalii Wymysłowskiej, w tak potężne zadłużenie. Ale asystentka pani notariusz, mimo obietnicy połączenia z nią w ciągu 15 minut oświadczyła, że Sabina Paprocka, nie będzie z nami rozmawiać na ten temat.
Okazuje się, że być może miała świadomość pokrzywdzenia również firmy z Warszawy poprzez sporządzany przez siebie akt. Dotarliśmy do wyroku sądu z 19 października 2017 roku uznającego winnym Dariusza Rutę przez Wydział Karny wyrządzenia szkody firmie właśnie poprzez wykonanie świadomie, aktu darowizny w kancelarii notariusz Sabiny Paprockiej na rzecz swojej babci Jadwigi.
- Ja po śmierci jego mamy dbałam o niego jak o własnego syna. Nawet lepiej go traktowałam jak własną córkę, by go z tego koszmaru utraty mamy wyprowadzić. Dałam mu wszystko co tylko mogłam. Chodził do szkoły gdzie byłam nauczycielką, później opłacaliśmy mu 2 lata studiów kreślarskich, by stał się wybitnym architektem. Kiedy rozpoczął pierwszą pracę, w Urzędzie Miasta w Kołobrzegu, kupiliśmy mu nowy samochód, z salonu, by było mu łatwiej rozpocząć karierę – przekazuje Pani Rozalia.
Od kilku lat, według Rozalii Wymysłowskiej, Dariusz Ruta projektuje potężne apartamentowce w Kołobrzegu, pracując dla jednego z największych, tamtejszych deweloperów. O jego pracy powstał m.in. reportaż w lokalnej telewizji.
- Tylko, że ukrywa swój majątek i robi z siebie żebraka, by to na nas firma dokonywała egzekucji, w celu wydobycia, tej jego nieszczęsnej zaliczki - rozpacza pani Rozalia.
Co na to Dariusz Ruta?
- Gówno prawda – oświadczył kiedy wczoraj wieczorem dodzwoniliśmy się do niego.
- Ona ma córkę, która jest lekarzem, to niech płaci. Powiadamiam policję i prokuraturę, że mnie prześladujecie. Powiadamiam również mojego adwokata – przekazał wczoraj.
- Ale przecież Pan jest rzekomo biednym człowiekiem i nie posiada Pan pieniędzy na adwokata, więc jak pan to zrobi? – pytaliśmy.
- Mam znajomego adwokata, który reprezentuje mnie za darmo – oświadczył Dariusz Ruta.
Kiedy dziś ponownie do niego zadzwoniliśmy oświadczył, że nie będzie odnosić się do sprawy. I, że podaje nas na prokuraturę więc spotkamy się w sądzie. Następnie uciął rozmowę i się wyłączył.
Rozalia Wymysłowska boi się, że w każdej chwili ktoś może ją wyrzucić z domu. A atrakcyjną nieruchomość przejmie firma z Warszawy, tworząc tam kompleks turystyczno-wypoczynkowy. Nie ma już siły na walki prawne, a koszmar przeżytych ostatnich lat doprowadza ją do kresu wytrzymałości psychicznej.
Wszelkie nowe informacje na ten temat przedstawimy w najbliższy poniedziałek. Niniejszy tekst przesyłamy do: firmy z Warszawy z prośbą o odniesienie się do sprawy. Oraz do deweloppera, który od lat płaci Dariuszowi Ruta za wykonane projekty.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Przez wiele miesięcy Biuro Rutkowski, Telewizja Patriot24.net i NaszaWielkopolska.pl śledziły dramatyczną walkę pani Adrianny o odzyskanie córki uprowadzonej przez ojca wbrew sądowym nakazom. W tym czasie dziadkowie dziewczynki podejmowali różne formy protestu – pikiety pod sądem, apele pod Sejmem i kilkukrotne głodówki dziadka, który, choć czasem je przerywał, nigdy nie tracił nadziei na powrót wnuczki do matki. Jednym z najbardziej bolesnych momentów były urodziny, które dziewczynka mogła spędzić z mamą jedynie przez ekran telefonu.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Czy w Polsce można zostać poważnie rannym podczas policyjnej interwencji za brak świateł i pasów? Tak twierdzi Pan Marcin , który po próbie zatrzymania przez policjantów z Łęcznej trafił do szpitala z wieloodłamowym złamaniem nogi. Mężczyzna był trzeźwy, co potwierdza wynik badania alkomatem. Twierdzi, że został pobity już po zatrzymaniu, a świadkiem całej sytuacji był jego syn. Sprawa została zgłoszona do Biura Spraw Wewnętrznych Policji w Lublinie. Dokumentacja lekarska nie pozostawia wątpliwości – urazy są poważne.
Prokuratura Rejonowa w Wysokiem Mazowieckiem prowadzi postępowanie w sprawie, w której konflikt między dwoma mężczyznami z sektora prac ziemnych przybrał zaskakujący obrót. Jeden z nich – legalnie działający przedsiębiorca, dysponujący kompletem dokumentacji, umów i potwierdzeń płatności – został objęty dochodzeniem, mimo iż druga strona nie przedstawiła żadnych formalnych dowodów, a jedynie relacje świadków ze swojego bliskiego otoczenia.
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?
Sąd Rejonowy w Jaworznie odrzucił wniosek prokuratury o umorzenie sprawy z oskarżenia miejscowej policji ze względu na „chorobę psychiczną” oskarżonej. Czy policja przyzna się do fatalnie przeprowadzonej interwencji i możliwego mataczenia jednego z funkcjonariuszy? Czy prokuratura wycofała akt oskarżenia i zakończy tę sądową farsę?